niedziela, 11 stycznia 2015

Fabryka baniek - Projekt Koszmar #1

Na początku małe wprowadzenie.
Zmęczyło mnie ostatnio pisanie recenzji i przepisów. Przekazywanie wam przydatnych i praktycznych informacji. Stąd pomysł na wprowadzenie na bloga Projektu Koszmar, z którego wpisy pojawiać będą się co jakiś czas, by uczynić to miejsce trochę mniej użytecznym, ale ciekawszym.
Projekt Koszmar to seria wpisów, opisująca, jak wskazuje tytuł, najgorsze koszmary senne ludzi wokół mnie. Posłucham ich i spiszę tak, byście mieli jak najwięcej przyjemności z czytania tych surrealistycznych, prywatnych i niepowtarzalnych przeżyć.



FABRYKA BANIEK 

Śniła Izabella, lat 11


  Pamiętam tylko, że nie chcieli mnie w domu. Mama i tata. Pokłóciliśmy się strasznie, więc stwierdziłam, że nie mam czego tam szukać i pojadę do babci, żeby z nią zamieszkać. Zebrałam rzeczy które miałam pod ręką i poszłam na dworzec. Było tam mnóstwo takich samych pociągów i nie wiedziałam, do którego powinnam wsiąść. W końcu zdecydowałam się na jeden, ot tak, bez powodu. Zgadywałam. I zgadłam źle. Po godzinie jazdy do przedziału przyszedł konduktor i powiedział, że ten pociąg nie jedzie tam gdzie chcę i muszę wysiąść. Wysadził mnie na środku rdzawych torów, które ciągnęły się aż po horyzont. Wokół tylko gigantyczne połacie pożółkłej trawy. Poczułam dławiący, gorzki zapach, który napełniał dziwnym niepokojem... Było bardzo gorąco, wiał suchy wiatr, sypiący w oczy piaskiem.
  Postanowiłam skierować się ku jakiemuś odległemu kompleksowi budynków, który majaczył w oddali. Szerokie, monumentalne kominy odbijały słoneczne światło od swojej stalowoczarnej powłoki, a rzędy baraków bez okien i ciasnych uliczek, które cisnęły się klaustrofobiczne między ich wielkimi ścianami, odgrodzone były zniszczonym przez czas i pogodę drucianym ogrodzeniem. Przecisnęłam się prze dziurę w nim i ruszyłam wgłąb przedziwnego miejsca.
  "Fabryka baniek". Porwany, nadgryziony zębem czasu plakat królował nad niewielkim placykiem, otoczonym przytłaczającą czernią baraków. Bił po oczach groteskowo różowym napisem i wizualizacją uśmiechniętych, różowych kuleczek. Ich małe oczka zdawały się przeszywać mnie do głębi. Czytać najgłębsze sekrety duszy... Szybko odwróciłam wzrok, a po ciele przeszedł mi chłodny dreszcz. Tuż pod plakatem znajdowały się uchylone drzwi. Wypływająca z nich ciemność zdawała się chłonąć i obiecywać. Nie mogłam oprzeć się, by nie sprawdzić, co skrywa. 
  Stalowe wrota prowadziły do wnętrza fabryki. Pod ścianami stały wysokie na kilkanaście metrów kadzie, na bokach których zastygła dziwna, różowa substancja. Gdzieś w kącie leżał gigantycznych rozmiarów, zardzewiały wiatrak i spiralna tuba, której powierzchnia zdawała się składać ze stalowych łusek. Podeszłam bliżej, by się jej przyjrzeć i gdy tylko pochyliłam głowę, za plecami usłyszałam cichy szmer. Śliski i szorstki, jakby coś sunęło po kamieniu posadzki. Z przestrachem odwróciłam się i moje ciało sparaliżowała nagła fala strachu. Wokół, pod ścianami sali stały kleiste istoty z różowej masy. Dziwne karykatury człowieka, których materia to spływała, to formowała się na nich nieustannie. Głębokie, zapadłe oczodoły wpatrywały się we mnie pustym spojrzeniem. Nie ruszały się. Kiedy tylko wróciła mi władza nad kończynami, zaczęłam w panice szukać wyjścia. Stalowe wrota zniknęły i nie wiedziałam jak wydostać się z budynku. Obecność istot wyczuwałam każdym fragmentem mojego ciała, podświadomość wariacko wołała o pomoc, czując zagrożenie, jakie ze sobą niosły.
  Wtedy zobaczyłam drabinę. Prowadziła do niewielkiego okienka w połowie wysokości budynku. Kiedy ruszyłam w jej kierunku, po raz kolejny rozległ się szmer. Natychmiast obejrzałam się i spostrzegłam, że jednej z istot nie ma... Tylko pozostałości różowej mazi wiły się niespokojnie w miejscu, w którym stała. Nie chciałam się przekonywać, gdzie może być teraz. Biegiem ruszyłam w kierunku drabiny i zaczęłam wspinać się po niej. Nogi ześlizgiwały mi się z lepkiej, czarnej mazi, którą pokryte były stopnie, ledwo łapałam oddech, serce nie mogło pracować już szybciej...
  Nagle poczułam muśnięcie na nogawce, a umysł znów zawył falą ostrzegawczej paniki, Nie musiałam sprawdzać, by wiedzieć, co znajduje się tuż pode mną. Kilkoma ostatnimi, rozpaczliwymi ruchami nadwyrężonego ciała rzuciłam się do okna i skoczyłam, wybijając resztki szyby.

  Pierwszym i ostatnim, co zobaczyłam, nim wylądowałam, były tysiące. Nie. Miliony różowych, ociekających, tłustych istot, których zapadłe, głębokie oczodoły wpatrywały się we mnie, a krzywe dłonie o niezliczonej ilości palców sięgały i rozciągały się, by mnie dotknąć...


Mam nadzieję, że chociaż trochę was to zaniepokoiło ;)
Dajcie znać w komentarzach co myślicie o Projekcie Koszmar i podzielcie się swoimi dziwnymi snami.

5 komentarzy:

  1. Śniło mi się kiedyś, że byłem na koloniach. W tym śnie miałem może z 11 lat i wraz z jakąś grupką oglądałem w świetlicy telewizję. Leciały wtedy Rozmowy w toku. Nie bardzo wiem jaki był temat odcinka, ale na krześle siedział jakiś dzieciak z niesamowicie pewnym siebie wyrazem twarzy. W pewnym momencie knypek wziął zapaloną świeczkę, nie wiem skąd i wsadził ją sobie w oko. Te zaczęło mu wypływać. Wnętrze oka wraz z gorącym woskiem. Byłem w szoku nie tylko z powodu widoku, ale także tego, że nikt go nie powstrzymał, ani nie zareagował w jakikolwiek sposób. Po prostu patrzeli wryci, mimo, że on kierował tą palącą się świecę w kierunku oka bardzo wolno. Makabra.

    Chętnie się podzielę innymi snami w przyszłości, jeżeli któreś mi się przypomną, lub wyśnią. Póki co życzę powodzenia z projektem i pozdrawiam.



    OdpowiedzUsuń
  2. Powodzenia w realizacji projektu.

    kasia-kate1.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi ciekawie:)

    http://rzepka.blogspot.com/

    Obserwuję:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, straszny sen :o Mi się rzadko coś śni hahah:))

    justsayhei.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń